Dworzec kolejowy we Lwowie |
Z wyjazdem na Ukrainę nosiłam się już od ładnych kilku lat. Paradoksalnie, choć Lwów oddalony jest od naszej wschodniej granicy zaledwie kilkadziesiąt kilometrów podróż z Wrocławia jawiła mi się jak wyprawa na koniec świata. Do tego garść absurdalnych stereotypów na temat Ukrainy oraz ostatnie wydarzenia polityczne sprawiły, że podróż ciągle się odwlekała. W końcu jednak stwierdziłam, że nadszedł ten moment i w sumie z dnia na dzień zdecydowałam się na wyjazd, który okazał się jednym z najbardziej udanych i jednocześnie jednym z najbardziej pouczających w moim życiu.
Jak już wyżej zasugerowałam, w podróżowaniu na Ukrainę najgorsza jest... sama podróż:) Ku mojej rozpaczy do Lwowa nie latają tanie linie lotnicze (A szkoda!!! Ryanair, Wizzair zróbcie coś z tym!;), pozostaje podróż autobusem, pociągiem lub samochodem. Decydując się na środek transportu na samym początku wykluczyłam autobus, gdyż z Wrocławia nie znalazłam żadnych satysfakcjonujących mnie połączeń, a czas podróży definitywnie odstraszył mnie od tego pomysłu. Jak się okazało podróż pociągiem również bardzo szybko została wykluczona, gdyż bilet w jedną stronę kosztuje ponad 200 zł, co przy dwóch osobach daje sumę wręcz zawrotną, zwłaszcza w porównaniu z ekstremalnie niskimi cenami na Ukrainie. Pozostał więc wariant samochodu, na który ostatecznie się zdecydowałam.
Podróż samochodem z Wrocławia do przejścia granicznego w Medyce trwa około 7 h. Droga jest bardzo komfortowa, gdyż praktycznie na całym odcinku jedziemy autostradą, która po minięciu Krakowa, jest już całkowicie bezpłatna (tutaj od razu przestroga - za Krakowem bardzo ciężko o jakąkolwiek stację benzynową!). Była to nasza pierwsza podróż na Ukrainę, dlatego głowy pełne były przestróg znajomych oraz stereotypów na temat stanu dróg, stosunku do Polaków i "uprzejmości" ukraińskiej policji. Ostatecznie zdecydowaliśmy się więc zostawić auto w Polsce i granicę przekroczyć na piechotę. Choć następnym razem na pewno cały odcinek pojedziemy autem, to jednak rozwiązanie na jakie się zdecydowaliśmy, również nie jest pozbawione plusów.
Z uwagi na to, że trzeba było gdzieś zostawić samochód, początkowo szukaliśmy miejsca w pobliskim Przemyślu, ale na szczęście znaleźliśmy tani parking strzeżony przy samym przejściu w Medyce (6 zł za dobę)! Dobrze jest najpierw zadzwonić (602 484 234) i upewnić się czy nie ma obłożenia, choć z tym nie powinno być raczej problemu. A oto jak na niego trafić:
Z parkingu do przejścia granicznego jest jakieś 5 minut. Pokonywanie go na piechotę, ma niewątpliwie ten plus, że nie musimy czekać w samochodowej kolejce, która podobno bywa baaardzo długa. Dla obywateli UE po polskiej stronie jest osobna bramka, dlatego przejście przez granicę zajmuje dosłownie chwilę.
Gdy już jesteśmy po ukraińskiej stronie (Szeginie) kierujemy się do przystanku marszrutki (po przejściu granicy idziemy prosto i skręcamy w drugą ulicę w lewo), czyli czegoś pomiędzy autobusem a busem, która dowozi nas na dworzec kolejowy we Lwowie. Marszrutki odjeżdżają co kilkanaście minut, bilet możemy kupić u kierowcy lub w kasie. Jeśli mamy czas, lepiej zdecydować się na to drugie rozwiązanie, bo wtedy przynajmniej teoretycznie mamy pierwszeństwo wejścia do pojazdu i szansę na miejsce siedzące. Przystanek oraz kasa wyglądają tak:
Przystanek marszrutki do Lwowa po przekroczeniu przejścia w Medyce |
Marszrutka w całej okazałości:) |
Rozkład jazdy marszrutek po ukraińskiej stronie granicy (Szeginie). Sierpień 2016 r. |
Wnętrze marszrutki:) |
Ponieważ jesteśmy już po ukraińskiej stronie, zaczyna się dla nas iście cenowy raj;) Bilet do Lwowa dla jednej osoby w sierpniu 2016 r. kosztował około 37 hrywien, czyli jakieś 6 zł:)
Bilet na marszrutkę z przejścia granicznego w Medyce do Lwowa |
Co do podróży marszrutką uczucia mam... mieszane. Z jednej strony była to swego rodzaju atrakcja i przygoda, jednak nie jest to podróż, którą można byłoby zaliczyć do najbardziej komfortowych. Złożyło się na to kilka czynników - temperatura, która akurat wynosiła 35 stopni, busik wypełniony ludźmi i oczywiście brak klimatyzacji. Oprócz tego czas podróży to jakieś 1,5-2 h. Ten sam dystans (około 70 km) można pokonać własnym samochodem w niecałą godzinę, zwłaszcza, że DROGA JEST ŚWIETNA! Z granicy do Lwowa jest zupełnie nowa, gładka jak masło, wyremontowana z myślą o Euro 2012 asfaltówka. Busik, choć jedzie całkiem szybko, często zbacza z głównej trasy, ma sporo przystanków i dlatego podróż wydłuża się niemal dwukrotnie.
Po około 2 godzinach jesteśmy na miejscu i nie pozostaje nam nic innego jak wsiąść w inną marszrutkę, jeden z licznych lwowskich tramwajów, tanią taksówkę lub na piechotę udać się do naszego miejsca noclegowego (o tym gdzie spać we Lwowie już niebawem:)
Reasumując - trochę żałowaliśmy, że nie pojechaliśmy do Lwowa autem, choć z drugiej strony taka podróż też miała swój urok;) Następnym razem na pewno całą trasę pokonamy własnym samochodem, który moim zdaniem najlepiej jest zostawić na taniutkim parkingu strzeżonym we Lwowie. Poruszanie się autem po mieście, jak w przypadku większości dużych miast na świecie z uwagi na korki, małą ilość miejsc parkingowych oraz w tym przypadku pozostawiający wiele do życzenia stan lwowskich ulic nie ma najmniejszego sensu. Zwłaszcza, że komunikacja w tym mieście jest bardzo tania i świetnie rozwinięta (o ile nie przeszkadza wam brak rozkładów jazdy na przystankach;)!
Jeśli chcecie się upewnić czy na pewno warto odwiedzić to magiczne miasto zapraszam do obejrzenia Facebookowej galerii :)
Komentarze
Prześlij komentarz